Jestem zmęczona. Zmęczona ciągłym czekaniem, byciem cierpliwą, miłą i wyrozumiałą. Jestem zmęczona czekaniem aż przyjdzie moja kolej by usłyszeć Twój głos, by spojrzeć w Twe oczy, spędzić kilka krótkich chwil. Mam dość słuchania o Twojej rodzinie i tych wszystkich rzeczach, które z nimi robisz, podczas gdy ja muszę być znowu cierpliwa i wyrozumiała. Jestem zmęczona byciem jedną z Twoich opcji, podczas gdy chcę być Twoim priorytetem. Mam dość bycia marnym „wypełnieniem” Twojego życia, gdy pragnę być całym Twoim życiem. Mam dość lekceważenia i odkładania swoich własnych potrzeb na bok, po to aby potrzeby innych były zaspokojone jako pierwsze. Jestem zmęczona tym, że musi mnie to wszystko obchodzić, że muszę o tym ciągle myśleć, ciągle o tym pamiętać i nigdy się to nie zmieni.
Brzmię jak egoistka? Jestem tak zmęczona, że już nawet mnie nie obchodzi co sobie teraz o mnie pomyślisz. Mam dość udawania, że daję radę, że jest ok.
Chcę znowu poczuć się szczęśliwa, potrzebna i kochana. Chcę poczuć, że żyję.
pisane-sercem.blogspot.com
poniedziałek, 11 maja 2020
niedziela, 10 maja 2020
„Loneliness is feeling alone in a world full of people.”
Czasem życie daje nam coś o czym nigdy nie śniliśmy. Czy czytając to zdanie przychodzi Wam na myśl coś pozytywnego czy raczej negatywnego?
Kiedy odnalazłam w sobie siłę by zakończyć w swoim życiu pewien trudny rozdział i ruszyć dalej w stronę słońca, w poszukiwaniu szczęścia, na mojej drodze pojawił się ktoś, kto wydawał się spełnieniem moich najskrytszych marzeń jak i również największym przekleństwem. Zostało mi podane na tacy to, o czym marzyłam od bardzo dawna. Pięknie zaprezentowane, o wyśmienitym smaku i kuszącym zapachu. Perfekcyjne połączenie wszystkiego czego kocham, tuż przede mną, dla mnie. Wydawać by się mogło, iż los w końcu obdarzył mnie tym czego zawsze pragnęłam.
Jakież piękne uczucia się we mnie rodziły, emocje, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Tak głębokie, tak czyste i prawdziwe. Poczułam, że żyję. Poczułam spełnienie, szczęście i miłość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Intensywność żyjących we mnie uczuć sięgała zenitu. Znalazłam się w raju, którego nigdy nie chciałam opuszczać.
Euforia i szczęście, których doświadczałam, niedługo później przerodziły się w ból i rozpacz. Główne danie zostało podane z przystawką. Nieproszoną. Spadły różowe okulary. To było zbyt idealne aby mogło być prawdziwe.
Miłość. Rozczarowanie. Strach. Niepewność. Rozpacz. Ból. Ten wszechobecny ból... i ciągłe, niekończące się poczucie bezsilności i beznadziei. Brak wiary na szczęśliwą przyszłość. Nic nigdy nie będzie takie samo. Nikt nigdy nie będzie tak bliski memu sercu, tak idealnie dopasowany. Nikt nigdy nie rozpali we mnie takich uczuć. Takie coś zdarza się w życiu tylko raz, lub wcale.
Czy powinnam się cieszyć, że było mi dane to przeżyć? Czy jest to błogosławieństwo czy przekleństwo...?
Dlaczego to czego tak pragnę jest mi niedostępne? Co zrobiłam nie tak? I czemu ciągle krążę w koło powtarzając te same schematy?
Miłości. Prawdziwej, głębokiej. Na zawsze. Proszę.
Kiedy odnalazłam w sobie siłę by zakończyć w swoim życiu pewien trudny rozdział i ruszyć dalej w stronę słońca, w poszukiwaniu szczęścia, na mojej drodze pojawił się ktoś, kto wydawał się spełnieniem moich najskrytszych marzeń jak i również największym przekleństwem. Zostało mi podane na tacy to, o czym marzyłam od bardzo dawna. Pięknie zaprezentowane, o wyśmienitym smaku i kuszącym zapachu. Perfekcyjne połączenie wszystkiego czego kocham, tuż przede mną, dla mnie. Wydawać by się mogło, iż los w końcu obdarzył mnie tym czego zawsze pragnęłam.
Jakież piękne uczucia się we mnie rodziły, emocje, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Tak głębokie, tak czyste i prawdziwe. Poczułam, że żyję. Poczułam spełnienie, szczęście i miłość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Intensywność żyjących we mnie uczuć sięgała zenitu. Znalazłam się w raju, którego nigdy nie chciałam opuszczać.
Euforia i szczęście, których doświadczałam, niedługo później przerodziły się w ból i rozpacz. Główne danie zostało podane z przystawką. Nieproszoną. Spadły różowe okulary. To było zbyt idealne aby mogło być prawdziwe.
Miłość. Rozczarowanie. Strach. Niepewność. Rozpacz. Ból. Ten wszechobecny ból... i ciągłe, niekończące się poczucie bezsilności i beznadziei. Brak wiary na szczęśliwą przyszłość. Nic nigdy nie będzie takie samo. Nikt nigdy nie będzie tak bliski memu sercu, tak idealnie dopasowany. Nikt nigdy nie rozpali we mnie takich uczuć. Takie coś zdarza się w życiu tylko raz, lub wcale.
Czy powinnam się cieszyć, że było mi dane to przeżyć? Czy jest to błogosławieństwo czy przekleństwo...?
Dlaczego to czego tak pragnę jest mi niedostępne? Co zrobiłam nie tak? I czemu ciągle krążę w koło powtarzając te same schematy?
Miłości. Prawdziwej, głębokiej. Na zawsze. Proszę.
niedziela, 17 marca 2019
T.
You noticed me among the crowd,
In my dark eyes you saw a sparkle,
On my shy face you saw a smile,
In quiet heart, a voice speaking loud.
You saw a great strength in me,
And the potential that I couldn’t see,
The beauty that I always longed for,
And courage that let me drift off the shore.
You made me rise above the clouds,
And took my soul to another dimension,
You stitched my hurt and broken heart,
And showed me the meaning of perfection.
No-one like you can read my soul,
And knows the language that my heart speaks.
No-one like you can fill the void,
That I’ve been trying to fill for so long.
It feels like a blessing and a curse,
To love so much and feel it back,
Knowing I can never be yours,
Knowing you can never be mine.
It seems like dreams are all we have,
Fake hopes and wishes that are born to die,
We try to get through each day with a smile,
Hiding all the pain burning us inside.
Hiding all the pain burning us inside.
niedziela, 6 stycznia 2019
"Życiowe wyzwania nie powinny Cię paraliżować. Powinny pomóc Ci odkryć, kim naprawdę jesteś."
Każdego dnia coraz bardziej zadziwia mnie jak wszystko w życiu potrafi się zmienić... Sytuacje, poglądy, uczucia, nastawienie do życia, ludzie, nasze plany i marzenia...
Ostatnie dwa lata były dla mnie przełomowe. Moje życie przewróciło się do góry nogami i przez chwilę myślałam, że zawalił mi się świat. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek się podniosę i otrząsnę z (jak mi się wtedy wydawało) życiowej porażki. A jednak... Stanęłam na nogi, w nowej odsłonie, jak nowonarodzony człowiek. To czego doświadczyłam, choć pierw mnie złamało, ostatecznie obudziło i wyczuliło we mnie te cechy, których przez wiele lat mi brakowało. Pewność siebie, odwaga, wiara w lepsze jutro, asertywność i możliwość sprecyzowania swoich pragnień, potrzeb, tego, czego w życiu szukam. Wszystkie te rzeczy pomogły mi dojść do miejsca, w którym teraz się znajduję, dostać zasłużony i wypracowany awans w pracy, zostać zauważoną, docenioną i szanowaną. Choć kiedyś wydawało mi się, że poniosłam życiową porażkę, teraz wiem, że odniosłam swego rodzaju sukces i jestem dumna z tego czego dokonałam i ze swoich decyzji. Jest jednak coś, nad czym ciągle pracuję i co wydaje mi się nie do przeskoczenia. Kolejna życiowa lekcja, w którą wpakowałam się w pełni świadomie, wiedząc, że to w co się angażuję nie będzie mi służyć i nie da mi w pełni tego czego w życiu pragnę. Pomimo czerwonych flag weszłam w coś, co kiedyś musi się skończyć, lecz koniec przychodzi mi dużo trudniej niż się spodziewałam... Dlaczego?
Jeśli istnieje reinkarnacja, połączenie dusz i karma to może po prostu tak miało być...? Może byliśmy sobie pisani, jeśli nie na zawsze to chociaż na chwilę. Po to, żeby wypełniła się karma. Po to abyśmy nauczyli się od siebie nawzajem kolejnych życiowych lekcji i ruszyli naprzód, bogatsi o doświadczenia i wiedzę. Być może będzie nam dane wybrać raz jeszcze i tym razem dokonamy odpowiedniego wyboru.
Mam cichą nadzieję, że ten nowy 2019 rok będzie kontynuacją mojej życiowej rewolucji i pozwoli mi dojść tam gdzie ciągnie mnie serce. Bez dróg na skróty, bez pokus i bez czerwonych flag.
Jeśli ktoś przypadkiem natknie się na tego bloga i przeczyta tego posta to życzę Wam właśnie tego co wyżej - dojścia do celu, w którym Wasze serce będzie się szczerze radować, w którym będzie się czuło jak w domu.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Ostatnie dwa lata były dla mnie przełomowe. Moje życie przewróciło się do góry nogami i przez chwilę myślałam, że zawalił mi się świat. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek się podniosę i otrząsnę z (jak mi się wtedy wydawało) życiowej porażki. A jednak... Stanęłam na nogi, w nowej odsłonie, jak nowonarodzony człowiek. To czego doświadczyłam, choć pierw mnie złamało, ostatecznie obudziło i wyczuliło we mnie te cechy, których przez wiele lat mi brakowało. Pewność siebie, odwaga, wiara w lepsze jutro, asertywność i możliwość sprecyzowania swoich pragnień, potrzeb, tego, czego w życiu szukam. Wszystkie te rzeczy pomogły mi dojść do miejsca, w którym teraz się znajduję, dostać zasłużony i wypracowany awans w pracy, zostać zauważoną, docenioną i szanowaną. Choć kiedyś wydawało mi się, że poniosłam życiową porażkę, teraz wiem, że odniosłam swego rodzaju sukces i jestem dumna z tego czego dokonałam i ze swoich decyzji. Jest jednak coś, nad czym ciągle pracuję i co wydaje mi się nie do przeskoczenia. Kolejna życiowa lekcja, w którą wpakowałam się w pełni świadomie, wiedząc, że to w co się angażuję nie będzie mi służyć i nie da mi w pełni tego czego w życiu pragnę. Pomimo czerwonych flag weszłam w coś, co kiedyś musi się skończyć, lecz koniec przychodzi mi dużo trudniej niż się spodziewałam... Dlaczego?
Jeśli istnieje reinkarnacja, połączenie dusz i karma to może po prostu tak miało być...? Może byliśmy sobie pisani, jeśli nie na zawsze to chociaż na chwilę. Po to, żeby wypełniła się karma. Po to abyśmy nauczyli się od siebie nawzajem kolejnych życiowych lekcji i ruszyli naprzód, bogatsi o doświadczenia i wiedzę. Być może będzie nam dane wybrać raz jeszcze i tym razem dokonamy odpowiedniego wyboru.
Mam cichą nadzieję, że ten nowy 2019 rok będzie kontynuacją mojej życiowej rewolucji i pozwoli mi dojść tam gdzie ciągnie mnie serce. Bez dróg na skróty, bez pokus i bez czerwonych flag.
Jeśli ktoś przypadkiem natknie się na tego bloga i przeczyta tego posta to życzę Wam właśnie tego co wyżej - dojścia do celu, w którym Wasze serce będzie się szczerze radować, w którym będzie się czuło jak w domu.
Szczęśliwego Nowego Roku!
niedziela, 21 maja 2017
Life's best lessons seem to be learned at the worst times.
5 wspólnych lat, tysiące wspomnień, trochę kłótni, kilka kryzysów, miliony uśmiechów, litry wylanych łez. Wspólne marzenia, plany na przyszłość. Jeden cel - być razem. Na zawsze i do końca. Bez względu na wszystko.
Pragnienie szczęścia i brak pewności siebie tak bardzo mnie pochłonęło, że w drodze na szczyt zgubiłam gdzieś prawdziwe jego znaczenie. Czym jest szczęście? I czym jest miłość? Czy zasypianie i budzenie się obok bliskiej osoby, wspólny obiad i świadomość, że jest do kogo zadzwonić gdy nie można odpalić auta to szczęście? Czy wysłane sms-y o treści 'Kiedy wrócisz?' lub 'Czy potrzebujesz coś ze sklepu?' to miłość? Czy szczęśliwy związek to ostoja spokoju czy kraina namiętności?
Czy moja intuicja mówi prawdę czy płata figle?
...i czy nie zabraknie nam sił by przez to przejść?
Jedno wiem na pewno. Te 5 lat nie są czymś czego będę żałować. Dużo mi pokazały, nauczyły i uświadomiły... i jestem za nie bardzo wdzięczna.
czwartek, 3 lipca 2014
Podobno różnice sie przyciągaja. Ale czy jest to dobre? Czy te różnice miedzy dwiema osobami, które planują się ze soba związać wróżą im dobrą, szczęsliwa przyszłość? Jest powiedzenie: "co za dużo to niezdrowo" i z różnicani pomiędzy partnerami jest dokładnie tak samo. Kiedy jest ich za dużo, nigdy nie będzie to w pełni szczęśliwy zwiazek i możemy wmawiać sobie co chcemy, lecz prędzej czy pozniej ta świadomość uderzy w nas jak piorun i bez względu na to jak bardzo byśmy się starali właśnie te różnice wszystko spierdolą. Smutna prawda, lecz w związku niestety trzeba się dopasować a różnice na pewno w tym nie pomagają.
środa, 18 grudnia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)